wtorek, 3 stycznia 2012

Buraczki? brrrr!

Ona nienawidzi buraczków, choć - o ironio! - uwielbia barszcz. 
I można Jej wmawiać, że są zdrowe, pożywne, On może się na pokaz nimi zajadać, prezentując zawodowo zaczerwieniony uśmiech. Ona kijem nie tknie. No nie ruszy - ani na zimno utartych, ani na ciepło, ani też takich z chrzanem. Jedyne Jej smakowały - mamine w kostkę pokrojone z dodatkiem ogórka. Ale to wyjątek.



W psiejski zimowy wieczór postanowiła Ona jednak spożytkować zapomniane czerwone bulwy, które zawieruszyły się w kuchni.

Składniki
4 nieduże buraki
łyżka masła
łyżka octu cherry
tymianek
sól i pieprz
garść uprażonego słonecznika

Ona buraczki umyła i w aluminiową folię niczym w kosmiczny skafander zapakowała i na godzinną wyprawę do rozgrzanego piekarnika warzywa wyprawiła.

Później ze skórki obrała i w plasterki  pokroiła. Łyżkę masła na patelni stopiła i łyżkę octu dolała. Następnie buraczki dorzuciła, a na koniec - gdy się ładnie przyrumieniły (buraczki przyrumieniły? o czym Ona pisze?) - dorzuciła uprażony uprzednio słonecznik. Następnie posypała całość tymiankiem, pieprzem i zasypała solą. Tak, z solą przesadziła, ale nikt Wam przecież nie każe;)


Ona buraczki pożarła, aż Jej się uszy trzęsły!


Przepis bierze udział w akcji:

Potrawy 
rozgrzewające