Z czekoladowej książki wyjęła jeden przepis na urodzinową chrupawkę kruchym blokiem zwaną. Ona po raz kolejny nic sobie nie zrobiła z przepisu. Pomerdały jej się półki w sklepie i zamiast białej czekolady sięgnęła po biało-czarną o kawowym smaku? To co: z deseru niby zrezygnuje? Nie ma bata! Zrobi! I dorzuci tłumaczenie, że to na część pewnej cioci, która przez wzgląd na umiłowanie języka, którym władali ludzie źli i nad wyraz biali, ta w ramach poprawności politycznej nawet czerń.. to jest cień wijącej się Fergi docenia.
Ten kruchy blok to taka namiastka szyszek, które robiła kiedyś Jej mama, a które Ona - najgłębiej nawet schowane - wyjadała ze smakiem. Ich bazą była jednak masa krówkowa. Tu - czekolada.
Składniki
warstwa jasna (u Niej: dolna;))
55 g masła
1 łyżka miodu
150 g białej czekolady (u niej biało-czarnej)
50 g przyrumienionego ryżu preparowanego
warstwa ciemna:
55 g masła
2 łyżki miodu
125 g czekolady deserowej (u niej 45 g deserowej, reszta mlecznej)
75 g przyrumienionego ryżu preparowanego
Ona w kąpieli wodnej rozpuściła (na raz, co się certolić będzie: masło, miód i czekoladę do - teoretycznie chociaż - jasnej warstwy). Gdy wyrobiła się już jednolita masa, dorzuciła do niej ryż i wymieszała.
Całość wyłożyła na pokrytej folią z czystego srebra (takie tam klejnoty rodowe..) blasze...
i... po obrobieniu analogicznym drugiej partii i wylaniu na wierzch...
... włożyła do lodówki.
Wytrzymała godzinę - jakiejś pisaniny i miłych telefonicznych pogaduch - a potem poszła sprawdzić, jak się sprawy w kuchni mają. W książce wyraźnie napisano: "Deser można przygotować 4 dni wcześniej i przechowywać w lodówce".
Można! Pewnie, że można, ale nie trzeba! Szczególnie przechowywać. Spróbować przecież należy! Tak proste i tak pyszne. Wcale nie wykwintne, lekko brudzące paluchy słodyczą, chrupiące i rozpływające się w ustach. No to po kawałeczku!