wtorek, 5 lutego 2013

Kulinarne wspomnienia znad Wełtawy czyli knedliki nad Brdą

Powracające wspomnienia z weekendu w Pradze zachęciły mnie do sprawdzenia się z czeskim symbolem kuchni, czyli knedlikami (no dobra duży w tym udział ma dostępność w jednej z sieci marketów czeskiego Budweisera w normalnej cenie, co rzecz jasna się również z Pragą kojarzy).

Knedlik drożdżowy, bo o takim będziemy pisać, jest banalny w wykonaniu. Musi taki być, skoro w kraju Szwejka zastępuje w większości obiadowych konfiguracji ziemniaka i jest dostępny w każdej jadłodajni i pubach. 

Składniki
250 g mąki krupczatki
1 czerstwa kajzerka pocięta w drobna kostkę (jak na grzanki)
10 g drożdży instant ożywionych w odrobinie ciepłego mleka, cukru i mąki
1 szczypta soli
1 jajo

Wszystko wyrabiamy na ciasto, dzielimy na trzy równe wałki o średnicy ok. 3-4 cm. Przykrywamy ścierą i odstawiamy w ciepłe miejsce na ok. dwie godziny.


Wyrośnięte knedliki wrzucamy na wrzącą wodę i gotujemy (bez soli) po 10 min z obu stron.

Ugotowane knedliki wyciągamy i kroimy na plastry o szerokości 1,5 cm. (kroimy nicią, nożem się nie uda).

Knedliki podajemy z sosem, moje na szybko były z grzybowym. Wersja na bogato oczywiście z gulaszem wołowym, sprawdzi się również z drobiowych podrobów. Czerwona kapusta uzupełni talerz smakowo i kolorystycznie.

Zjadamy, popijamy Budweisera, zaczynamy mówić śmiesznym językiem....