Choć On twierdzi, że to Ona miała ochotę na kartacze, Ona twierdzi, że dużo większą miał On. Stąd w domu zagościło wiadro ziemniaków, spora łopatka i posypały się przyprawy. Miało być jak na Suwalszczyźnie - i choć zaserwowali sobie bite dwie godziny pracy, zeszło mniej, niż gdyby Ona i On wybrali się na północny wschód. Taka kulinarna podróż udała się w kuchni.
Składniki
4 kg starych ziemniaków
0,5 kg mielonej łopatki wieprzowej
2 duże cebule
1 marchew
2-3 łyżki masła
pieprz
sól
majeranek
ok. 1 szkl. mąki ziemniaczanej
Gdy Ona jeszcze słodko spała, On obrał wszystkie ziemniaki. Marchew i 1 kg ziemniorów ugotował i odstawił do wystygnięcia. Cebule poszatkował i podsmażył na maśle. Jedną z nich razem ze startą marchewką dodał do mięsa, a na koniec dosypał pieprz, sól i duuuużo majeranku.
Ugotowane ziemniaki On rozgniótł w garnku (gdyby miał młynek, pewnie by je zmielił), a Ona zabrała się za tarcie reszty. Gdyby nie fakt, że korzystała z tarki a nie maszynki, strawiłaby na tym mniej niż bitą godzinę.
Starte ziemniaki On przecisnął przez gazę. Dorzucił do tych ugotowanych razem z solą i pieprzem oraz mąką ziemniaczaną - tyle, by ciasto odchodziło od dłoni.
On sięgnął następnie po łyżkę i sporą ilość ciasta rozpłaszczał na dłoni. Ona dorzucała na sam środek mięsiwo, a po chwili On zaklejał kartacze.
I tak prawie 20 razy, tworząc zapasy na pół zimy;)
Ona i On zagotowali w dużym garnku wodę z solą. Do wrzątku On wkładał delikatnie tradycyjne kluchy. Pierwsze gotowali 20 minut, resztę nieco krócej.
Oprószyli je podsmażoną na maśle cebulą i zjedli z apetytem.
Po jednym, po dwa. Trzy.. hmmm.. On chyba cztery wciągnął z apetytem. To się nazywa miłość do tradycyjnej kuchni polskiej.