środa, 14 września 2011

Brownies pod znakiem Jamesa Browna

Ona do Nigelli Lawson upodabnia się gdzieś tak na wysokości bioder i czasem jeszcze oblizując palce podczas gotowania - nie namiętnie, głównie łakomie.
Ona i Nigella pieką też podobne ciasto. Brytyjskie - wiadomo. Wychodzi zawsze, jak by się nie postarać, by nie wyszło, nawet po angielsku;) 

Składniki:

340 g masła
3 ciemne czekolady (najlepiej 2 deserowe i 1 mleczna)
1 biała czekolada (tu jeszcze niewybielona - bo taka była pod ręką)
1,5 szklanki cukru
6 jaj
1,5 szklanki mąki
1 łyżeczka soli
cukier puder do posypania


Ona zawsze oddzielnie topiła masło i w drugim garnuszku - czekoladę. Tym razem w kąpieli wodnej topi masło, do którego dorzuca słodkie kostki rozpływające się nie tylko w ustach (no co? przecież spróbować musi!), ale i na gazie.


W misce ubija jaja z cukrem i plotkuje trochę przez telefon. W tym czasie On w dalekiej górskiej krainie narzeka na tłuste pierogi i wodnistą kwaśnicę, ratując się wódeczką z miodem, która i ją na pewno chętnie by rozgrzała.



Chłodną masę czekoladową Ona miksuje z jajami i dosypuje mąkę. Ją rozpala gorączka, a Ona rozpala piekarnik i kroi w kostkę mleczną czekoladę. Wolałaby, żeby czekolada była biała, ale i ta się sprawdzi.


Ona powinna dosypać łyżeczkę soli. Uwielbia ten słodki smak przełamany słonym kęsem! Prócz soczystego ciasta to właśnie kręci ją w brownies. Ale tym razem pożytek robi z czekoladowej soli, dla której nie potrafi znaleźć innego zastosowania. Tu ten dziwny produkt sprawdza się idealnie!


Ona niby przypadkiem zanurza zbyt małą łyżkę w cudownie lśniącym gęstym cieście. Gdy ta wpada jej w ciastowe odmęty, Ona z szelmowskim uśmiechem ratuje ją przed pójściem na dno i z lubością pożera pozostawione na niej resztki drogocennego ciasta.

Przychodzi czas na kawałki czekolady, które Ona wrzuca i lekko miesza w misce.


Ona wylewa ciasto na blachę. I wkłada do piekarnika. Przepisowe 25 minut przedłuża do 35, bo zagaduje się z Nim gdzieś pod Szczyrkiem.

 

Brown.. ies..
Brownies...
Ta o ile lepsza, bo zagraniczna nazwa czekoladowego ciasta brzmi troszkę jak ono samo - rozpływające się w ustach, słodkie uosobienie kakaowej magii.
No taki Brown.. James Brown!;)


Ona wcina kawałek i.. czuje się wybornie! Są powody do... nucenia;)



P.S. Jeśli ona natychmiast nie wskoczy do łóżka, istnieje spore prawdopodobieństwo, że ciasto, które ma zawieść jutro do pracy na okoliczność urodzin, zostanie pożarte. Nie na żarty!
Dobranoc więc!

Przepis bierze udział w akcji: