O ile oczywiście ma bochenek własnej roboty!
Ona próbowała już robić bułeczki: pszenne, żytnie, z dodatkami i bez. Ale na chleb się nie połakomiła, bo najlepszy robi Jej Mama i nad ten wypiek lepszego nie ma.
Gdy zobaczyła jednak ten przepis, darować sobie nie mogła.
Choć czas przygotowania chleba to jakieś 14 godzin, prawdziwego uwijania się w kuchni jest jakiś kwadrans. Maksymalnie. Podłogę człowiek zdąży jeszcze w tym czasie umyć;)
Składniki:
40 dag (plus ok. szklanka do posypania) mąki pszennej
1 łyżeczka soli
5 g świeżych drożdży
pieprz
300 ml chłodnej wody
Mąkę Ona wymieszała z solą, pieprzem i dodała drożdże. Wlała wodę. Wymieszała w misce ok. 30 sekund i miskę wieczkiem przykryła na noc. Ale przyznaje: ciekawska zaglądała przed snem, czy rośnie. Rosło - jak na drożdżach.
Potem Ona i On posnęli. Gdy z rana budzik Ją z łóżka przed godz. 7 wygnał, szybko z miski ciasto wyjęła, na obsypanym mąką stole wyrobiła i ręcznikiem z każdej strony okryła.
Potem.. nie.. spać już nie poszła. Wiadro kawy chłeptać zaczęła, do siebie dochodząc. Ciasto rosło, a On spał. Po godzinie podwoiło swoją objętość.
Ona więc piekarnik rozgrzała i wstawiła do niego żaroodporne naczynie. Po kwadransie grzania, ułożyła na jego dnie ciasto.
Wstawiła do pieca i grzecznie się oddaliła, ciekawa dalszego przebiegu zdarzeń. Wpadła do kuchni po pół godzinie. Ciasto ani myślało przykleić się do ścianek, odrobinę urosło i.. zmężniało.
Ona zdjęła więc pokrywkę i na dalsze 40 minut do piekarnika wstawiła. A On nadal spał. Chleb zaczął się rumienić. Dla pewności w trakcie pieczenia przerzuciła je do góry nogami.
No i nie poczekała, aż chleb ostygnie. Szybko rozkroiła grubą, aromatyczną skórkę. I zjadła chybcikiem z czosnkowo-koperkowym masłem.
On właśnie zaczął się wybudzać...