Weekendowego Święta Śliwki w Strzelcach Dolnych Ona i On opuścić nie mogli. Wybrali się w sobotni wieczór, gdy na scenie bujała się jeszcze długowłosa dziewczyna prezentująca prawdziwy polski flanelowy rock*. Słuchały jej setki osób wcinających piwo i kiełbasę. Cóż, taki urok imprezy. I choć dziewczyna była tu Bogu ducha winna, zapewne - podobnie jak Ona i On - zapamięta najwierniejszego fana tego wieczoru. Słuchał jej bowiem 1 (słownie: jeden) bujający się w rytm swojej wewnętrznej muzyki wychudzony pan o ogorzałej twarzy i o niedawno jeszcze pełnych wody ognistej ustach, które wyśpiewywały teksty szlagierów.
Jak na ekologiczną imprezę przystało na Święcie Śliwki i Kiczu pojawiły się:
- paski ze sztucznej skóry,
- imitacja zwierząt w postaci skaczących i szczekających plastikowych piesków próbujących wyskoczyć z pudełek sprzedawców,
- skóry prawdziwego dużego zwierza (On zatrzymał się nawet na dłużej przy stoisku z prawdziwymi ogonkami i skórami - wyobraził sobie zapewne, jak tuż po przebudzeniu jego stopy mizia szczecina leżącego pod łóżkiem dzika),
- śliwki w słoikach, ciastach i świeże,
- karkówka z rusztu i kiełbasa - najpewniej z supermarketu (nikt nie miał czasu dopytać)
- chleb z objazdowej piekarni,
- wata cukrowa - na tyle rozchwytywany produkt, że postawiono aż dwa stoiska,
- piwo długo pasteryzowane, nieżywe z wielkiego koncernu,
- tradycyjne rękodzieło w postaci decoupage'u wątpliwej wartości,
- łoscypek ogrzewany na małym ogrodowym grillu,
- drewniane sprzęty kuchenne,
- gofry przygotowywane na domowej gofrownicy przez grupę dziewcząt,
- kolorowe kołdry prosto z osiedlowego targu,
- reklama szkoły językowej - nie języka kaszubskiego a angielskiego,
- dmuchany pies i orka (?), które co chwilę pożerały krzyczące dzieci.
Były też smaczne lody prosto z Koronowa i stoisko z gruzińskimi sosami i winami. Ostatnie dwa punkty szybkiego spaceru po polanie - zdecydowanie udane. Oba to produkty regionalne, choć drugi spoza naszych granic. Idea zachowana. Nie to, co w przypadku reszty propozycji na tej imprezie. Choć teoretycznie promowane są powidła, na gości czeka tu w rzeczywistości mydło i powidło...
* flanelowy rock - marnej jakości pop, który podstarzali panowie w zdecydowanie wczorajszych flanelowych koszulach nazywają prawdziwym polskim rokiem. "To klasyka, mała. To moja młodość! Dla tej muzyki trzeba mieć szacunek" - mówią małolatom, które wpatrują się w nich jak w obrazek.
wczoraj byłam na dożynkach w Częstochowie - podobne klimaty. dodatkową atrakcją były "stoiska" z cudami najnowszej techniki - wypasione traktory, kombajny, glebogryzarki itp. :)
OdpowiedzUsuńchoć muszę przyznać, że pieczywa mieli wyborne
Jeszcze sprzęt taki by pasował - względnie;) Ale te skóry dzika, te kołdry, papucie, apaszki, paski i inne takie... Robi się z tego takie przedłużenie miejskiego targu, który podpina się pod hasła "tradycja", "slow food", "regionalne produkty". Nie walczyłabym zajadle o czystość formy - w takim przypadku być może impreza szybko by się znudziła, ale jakaś selekcja być powinna!
OdpowiedzUsuńZa dobrym pieczywem na takich imprezach zaczynam tęsknić. Bochenek za 7 zł - ani receptura tradycyjna, ani produkty szczególnie wyjątkowe. Wolę wtedy mamy chlebem się zajadać:) Na zakwasie, z wszelkimi śmieciami i gorący - prosto z pieca:)
Znajomy też tam był i wcześniej ze mną na Festiwalu Dobrego Smaku niedaleko tego śliwkowego w Grucznie i mówił, że sporo było podobnych stoisk albo i takich samych, jak tam:D A mnie ciekawi, czy były chociaż różne odmiany śliwki? I co z tymi śliwkami? Jakieś cuda?:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, nie licząc tych kiczowatych stoisk, sporo jedzeniowych się pokrywało - ale była to dużo uboższa wersja Gruczna (też się na ten festiwal wybraliśmy, może będziesz chciała poczytać - oj.. tam było dużo smakowitości:), ciekawa jestem Twojej opinii).
OdpowiedzUsuńStrzelce Dolne słyną z węgierki i to ta odmiana u nich króluje. I właśnie nie za dużo poszalały panie: były tradycyjne powidła, rogaliki z powidłami śliwkowymi, które dla tamtejszego Koła Gospodyń Wiejskich są chlubą i ciasta, głównie drożdżówki ze śliwkami.
Choć wiadomo, że to powidła poderwały tamtą okolicę, warto byłoby poszukać ambitnych smaków, odrobiny szaleństwa w tej tradycji, mądrze z niej korzystając.
Pozdrawiam:)