wtorek, 24 kwietnia 2012

Po czesku: trdlo, na Węgrzech: kürtöskalács - swojski kołacz

Ona i On  z sentymentem wspominają wypad do Pragi. Minęły już prawie.. (Ona liczy na palcach - nie, niemożliwe!, zerka w kalendarz - zupełnie się nie zgadza! z nadzieją sięga po liczydło - zamiera na chwilę..) 4! słownie: cztery lata już minęły.. Kto by pomyślał..

Smak knedliczków, pysznego piwa, kiełbaski w musztardowym sosie, camembert z żurawiną, wreszcie: vaclavskiej klobasy ciągle Ona i On mają w pamięci. I do tego ten deser - trdlo - znalezione przypadkiem, wytarzane w cukrze przez nieszczególnie uśmiechniętą panią, zajadane, gdy jeszcze paliło i w palce, i w usta, cudeńko, że.. ahoj! Doskonałe parzące ciasticzko w cukriczku.
 


Później Ona i On słyszeli, że takowe przygotowują także na Węgrzech (pod piękną nazwą kürtöskalács). Niestety w Budapeszcie zajadali się jedynie (sic!) langosem, faszerowanymi papryczkami, papryka marynowaną, potrawką z jelenia i piernymi bułeczkami, i ostrą kiełbą, i gulaszem, i..

Ona i On trafili wreszcie na trdlo przypadkiem w centrum swojego miasta (!). Wypiek nosił swojską nazwę kołacz, a pochodził rzekomo właśnie z Węgier. Nieco bardziej wyrośnięty niż u naszych czeskich sąsiadów - troszkę w mama size (poniżej już podgryzione), ale równie smakowity.


Gościnne występy obsługi w objazdowej budzie na kółkach Ona i On podziwiali dwukrotnie. Najpierw kosztując wypieku z cynamonem (zapach szarlotki, słodycz ogromna), kolejnym razem - tradycyjnie z cukrem. Pyszne, ciepłe, słodkie drożdżowe ciasto z rusztu - kto by pomyślał!

Ona znalazła w internecie filmik. Kusi Ją, by kolejnym razem na grillu nie piec kiełbasek, karkówki czy bakłażana, ale właśnie kołacza. Choćby z węgierską Omegą w tle.

Jó étvágyat! Dobrou chuť! Smacznego!

1 komentarz:

Ona i On dziękują za Twój apetyt na komentarz i życzą smacznego!