niedziela, 2 września 2012

Tandetnie odpustowe Święto Śliwki i pierwszy blogowy konkurs

Ona i On, by tradycji stało się zadość, wybrali się wczoraj na Święto Śliwki w Strzelcach Dolnych. Już w zeszłym roku było średnio, ale tłumaczyli to sobie tym, że do sąsiedniej wsi wybrali się w niedzielny późny wieczór, czyli drugiego dnia festiwalu i dodatkowo pod jego koniec.

Tym razem postanowili więc wyruszyć już 2 godziny po rozpoczęciu, by żadnych pyszności nie musieli obejść się smakiem i wszystkim mogli się nacieszyli w spokoju.

Ona na Święto Śliwki jeździła od, jeśli Ją pamięć nie myli, czwartej edycji. W tym roku festiwal doczekał się liczby 12 przed nazwą. I wydawałoby się, że to zobowiązuje. Ona nie zapomni tych wypraw do Strzelec, które nie zbierały jeszcze takich tłumów jak teraz, ale tradycją były wręcz przesiąknięte - czuć to było, jak tylko się tam wjeżdżało i z daleka też widać było unoszący się nad boiskiem - miejscem spotkań - dym z palenisk.

A teraz? Jego i Ją powitał najpierw smród spalin setek, jeśli nie tysięcy samochodów - ale tego oczywiście nie dało się uniknąć. Gorzej było, gdy i jedzeniowe zapachy nie zachwycały.

W tej mieszance aromatów Ona i On próbowali wyłowić zapach smażonych śliwek. I nie doczekali się przez bite dwie godziny krążenia po imprezie! Święto Śliwki z węgierką za 5 zł/kg, ze stoiskami z powidłami, które na palcach można zliczyć (powideł niesłodzonych, czyli tradycyjnych też już coraz mniej) i ANI JEDNEGO kotła, pod którym tliłby się ogień! Żadnego udawanego nawet gospodarza, który mieszałby w nim owoce. A przeważająca część to ogarniający kicz, nad którym nikt nie panował. Tak, to Boże Narodzenie bez choinki, lato bez słońca i zima bez śniegu. Po prostu brak słów.

Na Święto Śliwki nie ma pomysłu. Zrobił się z tego festiwalu odpust - w najgorszym znaczeniu tego słowa. Parę ciekawie prezentujących się stoisk, kilka z osobami żywo zainteresowanymi klientem, dzieleniem się opowieściami, a także smakiem (jeśli Ona wybiera między słoiczkiem cudnej - jak się okazuje - konfitury z marchewki, a między tym - ze zdecydowanie za słodką - konfiturą z ogórków 12 zł/słoik, to naprawdę chce ich spróbować, a nie kupować w ciemno) to zdecydowanie za mało. Organizatorzy zdecydowanie powinni pójść w jakość a nie ilość, bo przytłaczające kiczowate stoiska w tradycyjnymi (tradycyjnie polskimi?) lodami włoskimi, z frytkami (sic!) czy sztucznymi pająkami albo reklamami wycieczek - bynajmniej nie po regionie - były tam zdecydowanie nie na miejscu.

Organizacja pozostawiała wiele do życzenia - jak usłyszeć prowadzących ze źle nagłośnionej sceny? gdzie pozbyć się niechcianych tacek, kubków i butelek?  Przez obecność tylko kilku koszy (pardon! beczek wbitych w ziemię) goście zachęcani byli do pozostawiania za sobą śladów: a to słomka, to serwetka, a to zbędna reklamówka. Trach - na ziemię!

Ona i On nie mają nic przeciwko kącikowi z zabawami dla dzieci, przeciwko temu, żeby na terenie Strzelec Dolnych mieszały się smaki innych regionów, ale przewaga tandety, brak tego, co rzeczywiście tradycyjne a także windowane z każdym rokiem ceny po prostu Ich przeraziły i zniechęciły do kolejnych wypraw.

Żeby nie było tak pesymistycznie, Ona i On przywieźli ze Strzelec parę smaków. Także dla Was.

Ona i On rozpoczęli wędrówkę od alejki, w której nie zawiodły ich wspaniałe koronowskie lody (w tym roku dodatkowy smak: czarna porzeczka, która na głowę biła i tak smaczną truskawkę oraz wanilię, plasując się na pierwszym miejscu razem z czekoladą). 2 zł/gałka - smak wart każdych pieniędzy!



Przytłaczający smród spalonych orzeszków w karmelu obrzydził im dalszą podróż, wymieszał się z zapachem waty cukrowej, podgrzewanych na grillu łoscypków i kiełby z rusztu. Ale nie dali się!

Ona i On skusili się na pajdę chleba (3 zł). Chleb nie powalił, Jej mama robi lepszy smalec, a ogórek całkiem przeciętny. Na szczęście nazwy piekarni Ona i On nie pamiętają.

Bardzo apetyczny był za to chleb orkiszowy z całkiem smacznym smalcem, ale niestety nazwy piekarni Ona i On nie pomną;(

Jemu szalenie smakowało ostre nadzienie pierożków (3 zł/szt.) z cukierni Zaniewicz.


Zaintrygowało Go jeszcze nadzienie ze szpinakiem, któremu towarzyszyły.. rodzynki (3 zł/szt.) - całość bardzo ciekawa. Szkoda, że te konkrety nie były serwowane na zimno.

Jej kajmakowa babeczka (4,5 zł/szt.) smakowała, ale całość była zdecydowanie za sucha.


Ona i On wrócili jeszcze na to stoisko po migdałowego rogala i razową szarlotkę, które czekają - do dzisiejszej kawy.


Nie kusiła Jego i Jej kiełbasa z rusztu.
- Tak, tradycyjnie robiona - zapewniała obsługa.
- Gdzie? Przez kogo? - na to pytanie nie potrafiła już odpowiedzieć.

Piwa innego niż z wielkiego koncernu człowiek w Strzelcach nie uświadczył. Na szczęście popularnością cieszył się kwas, którego smak Ona i On już dobrze znają. Jej pragnienie zaspokoił w tym roku świeżo tłoczony, naturalnie słodki sok z jabłek (5 zł/butelka).


I to tyle. Smaku mało. Ciekawych odkryć jeszcze mniej. Więcej zawodu.

Ona i On przywieźli jednak ze Strzelec coś na pocieszenie - słoiki słodkich powideł śliwkowych. I postanowili zorganizować dla Was pierwszy na blogu konkurs (głównie przez sentyment do tej tradycji, której Ona poświęciła jeszcze na studiach sporo godzin i serca w ramach pracy badawczej). Powidła przetestowali: są przyjemnie słodkie:)



Zasady konkursu:
1. Organizatorem konkursu są autorzy blogu parabuch.blogspot.com. Ona i On są też sponsorami nagrody;)

2. Nagrody są trzy: każda to jeden słoik tradycyjnych powideł ze Strzelec Dolnych.

3. Do udziału Ona i On zapraszają wszystkich chętnych zamieszkałych na terenie Polski.

4. Zadanie konkursowe
Pierwsze śliwki robaczywki wpadają czasem jak śliwka w kompot. Opowiedz Jemu i Jej zabawną/przerażającą/fascynującą/niekoniecznie kulinarną historię ze śliwką w tle. Odpowiedź umieść w komentarzu pod wpisem. Jeśli masz ochotę, polub Ich profil na FB.

5. Konkurs trwa od 2 do 7 września do godz. 23.59. Zwycięzcy wybrani zostaną... jak najszybciej:), a informacja o wygranej umieszczona zostanie na blogu.

27 komentarzy:

  1. a ja powiem tyle, że Dusia ze śliwkami ma kłopot. na surowo czy też świeżo Dusi nie smakują, za to już w przetworach, czy na cieście upieczone jak najbardziej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dusiu, będziemy wypatrywać śliwek w Twoich przepisach:)

      Usuń
  2. Przez Strzelce dolne przejeżdżałam z milion razy (mieszkam w Fordonie), ale śliwkowe święto jakoś zawsze mnie omijało. Szkoda, że zamiast być coraz lepszą imprezą, schodzi na tak zwane psy (nie uwłaczając przy tym czterołapnym stworzeniom).

    Historia ze śliwką w tle? Dawno, dawno temu, kiedy mieszkałam gdzie indzie i z kim innym, mieliśmy w ogrodzie drzewko. W czasie burzy wiatr je złamał, i mieliśmy całe mnóstwo śliwek. Zrobiłam ogrom powideł, kilka ciast, ale najwięcej zamroziłam, wcześniej je wyspestkowując - nożykiem, bo nie miałam żadnego mądrego urządzenia pod ręką.

    Miesiąc później wyjechaliśmy na urlop, a po powrocie okazało się, że nie było prądu, i moje kilkanaście (!) kilogramów śliwek, nad którymi spędziłam długie godziny, nadawało się tylko do wyrzucenia. Nie wiem, czy to bardziej zabawne, czy przerażające... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeżeli ma być historia ze śliwką w tle, to tylko i wyłącznie jedna przychodzi mi na myśl. Lata któregoś, kiedy na działce moich dziadków pojawiły się pierwsze śliwki, pasjonat tychże owoców (czyt. wuj mój rodzony) zabrał się do ich konsumpcji. Nazrywał ich ilość sporą, do miski z tego co pamiętam, po czym przycupnął wygodnie na leżaczku i z uśmiechem na twarzy zaczął śliwki pałaszować. Jedna za drugą. Bez wcześniejszego opłukania, nie wspominając już o tym, że do żadnej ze śliwek nie zaglądał. A to moje zboczenie małe. Zajrzeć zawsze muszę, coby mi się darmowe białko do żołądka nie dostało :). Ja, wtedy kilkuletnie dziewczynka (8lat bodajże miałam), mądralińska i ciekawska, podeszłam do wujka z zapytaniem: "Wujek, a czy ty wiesz, że w śliwkach to robale są?". Wujek na to, że nie myślał nigdy o tym, po czym zajrzał do pierwszej śliwki z brzegu i oczom ukazały mu się piękne, dorodne robaczki... Od tamtego momentu wujek przerzucił się ze śliwek na piwo, twierdząc, że mógł jednak do tych śliwek nie zaglądać, żyjąc dalej w błogiej nieświadomości, że pożera tuziny robaczków ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda wielka! Uwielbiam ten kocioł ze skwierczącymi powidłami. Jak mogło go zabraknąć?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie wiemy. Wierzymy, że dla dzieci byłaby to większa frajda niż dmuchana orka;)

      Usuń
  5. Szanowni państwo czy WY ONA i ON aby napewno byliście na Święcie Śliwki w Strzelcach Dolnych? Czy po prostu mieliście taki sen! Jeżdżę tam od dobrych kilku lat( może z 6 lat), i widzę że od tamtego czasu dużosię zmieniło NA LEPSZE!!! Parkingi dobrze zorganizowane tylko 2 zł nie to co w Grucznie ( zgrozo) 6 ZŁ!!! Mówicie o cenach, a byliście w tym roku w Grucznie???? Ceny z kosmosu!!! Ta impreza w Strzelcach ma chociaż charkater wiejski, a TAM....KOMERCJA przebija na każym kroku. A jeśli chodzi o kotły, to naliczyłem ok.( te w których smażono powidła) 4, a po za tym ile było przy stoiskach, to nie zliczę. ONA i ON niech naprawdę jedzie na to ŚWIĘTO a nie opisuję swój pobyt z jakieś BAZARU. Pozdrawiam. Kaliszanin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak napisaliśmy: byliśmy na miejscu. Dokładnie nawet wskazaliśmy godziny pobytu. Nie zwykliśmy relacji pisać ze zdarzeń, w których nie braliśmy udziału;) (Najpewniej z tego też powodu nie było u nas wspomnień z tegorocznego Festiwalu Smaku w Grucznie - opisaliśmy je w ubiegłym roku; podobnie zresztą jak Święto Śliwki 2011;)).
      Być może rozbieżności w postrzeganiu rzeczywistości związane są częściowo z czasem, w których zarówno Pan jak i my odwiedziliśmy Strzelce?
      Zmiany - owszem - w ostatnich latach zaszły - piszemy o nich z innej niż Pan perspektywy. Nasze prawo i nasz gust. Parking - oczywiście na plus - także cenowo, ale to dla nas za mało.
      Gwoli wyjaśnienia: pisząc o kotłach, w których smażone byłyby powidła, nie liczyliśmy oczywiście tych, które z założenia dekorować miały jedynie stoiska.
      Być może Święto Śliwki jeszcze kiedyś odwiedzimy, a tymczasem postaramy się o odwiedziny na bazarze - obawiamy się jednak, że moglibyśmy zauważyć jeszcze więcej punktów wspólnych.
      Pozdrawiamy

      Usuń
  6. wrrrrrrr
    miałam okazję być w tym roku na święcie śliwki... naliczyłam 1 (słownie JEDEN) pusty kocioł po powidłach, dwa stoiska ze świeżymi śliwkami i 5 lub 6 stoisk z gotowymi powidłami... może panu, który się wyżej wypowiadał mnoży się w oczach..?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy ogromny sentyment do Święta Śliwki, co i tak sprawia, że potrafimy przymknąć oko na wiele kwestii.
      Dziękujemy, Anonimowy, bo już wątpić zaczęliśmy w naszą percepcję i podejrzewać zaczęliśmy kłopoty ze wzrokiem i... liczeniem.
      Pozdrawiamy!

      Usuń
  7. witam! w tym roku także byłam na święcie śliwki w strzelcach Dolnych w samym krągu traycji naliczyłam 10 stoisk z powidłami i 4 kociołki w których były smażone powidła na miejscu przesyłam link na którym można sobie zobaczyć:)
    http://youtu.be/5_2PPIM-AoA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za filmik. Zazdrościmy szczerze, że widziała Pani czynny kociołek! Naszą uwagę przykuły również te cudnej urody rzeźby z kamienia - ciekawi nas, czy to typowy produkt regionalny;)

      Usuń
  8. przepraszam link niestety nie chce wejść ale polecam święto śliwki 2012 na You Tube filmików jest dużo.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciebie ciekawi czy rzezby z kamienia to produkt regionalny? tego nie wiem ale wiem że lody z Koronowa które tak promujecie w tym i w roku poprzednim mi do gustu nie przypadły

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był żart;)
      A co do lodów: każdy może mieś inny smak oczywiście:)

      Usuń
  10. Witam!
    Znalazłem to przypadkiem czytając wasze opinie to nie wydaje mi się że mówimy o tym samym święcie. Jezdżę tam od 6 lat i z roku na rok organizacja bardziej zoorganizowana, oprawa też lepsza.Widać że organizatorzy się starają i wkładaja w to serce w końcu robią to dla nas a nie dla siebie.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzi Pan, a nam trudno pozbyć się wrażenia, że to już bardzo skomercjalizowane święto, w którym więcej niż goście zyskują wytwórcy, albo lepiej (ze względu na odsetek wytwórców na stoiskach) sprzedawcy różnej maści.

      Usuń
  11. Witam , poziomem udanej imprezy jest ilość gości, którzy odwiedzają imprezę Święta Śliwki. Dla zgorzkniałych serdeczne pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, słyszeliśmy o tym, że liczba gości potrafi być wyznacznikiem poziomu imprezy. Dlatego na najmniejszym koncercie zespołu Hey było z założenia fatalnie, natomiast koncerty Justina Biebera, na których pojawiają się tłumy fanek, są najlepiej oceniane przez krytyków.
      Do zgorzknienia nam daleko, więc słodko pozdrawiamy wszystkich aktywnych anonimowych komentatorów:)

      Usuń
  12. Na święto Śliwki miałam się wybrać, ale się nie udało. I nie żałuje sądząc po opisach. Podobne wrażenie miałam po wizycie na Festiwalu Smaku w Grucznie. Był to mój pierwszy raz. Wcześniej tyle się naczytałam- że takie cudne miejsce, że tyle tradycji, że ekologia. I bardzo się rozczarowałam mocno jego "remizowym" i ludycznym charakterem. Cieszy, że coraz więcej ludzi jest świadomych jedzenia, że szuka dobrych produktów. Ale mnogość tych ludzi nie sprzyja- nie można spokojnie podejść do stoiska, zapytać się, porozmawiać, posmakować. Wszędzie (bądź prawie) wielkie kolejki, zmęczeni wystawcy. Choć w Strzelcach nie byłam (ale zakupiłam jeden słoiczek powideł w Grucznie), to popieram wpis.

    Pozdrawiam,
    Kamila

    http://rudaakrzyzaczka.blox.pl/html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, tłumy - choć często tak oczekiwane przez organizatorów - bywają zwyczajnym utrapieniem dla tych, którzy przy kramikach uwijają się w słońcu przez długie godziny, zwyczajnie tracąc siły..

      Usuń
  13. Głupoty ! Sądzę, że na 15 tyś. oso które było na świecie 14 tyś wrociło do domu z uśmiechem na twarzy. Tak jak i ja :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Po co ta dyskusja, zapraszam na www.swietosliwki.pl tam powinien rozstrzygnąć się wasz spór. Tam naprawdę smażyli powidła, i tandety nie widać. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Odpowiedź konkursowa :D

    Obudziłem się cały podenerwowany, że coś się stało. Nie wiedziałem jednak za bardzo co. Po chwili siedzenia i patrzenia w biel niedawno malowanej ściany postanowiłem wstać. Szybki prysznic, potem śniadanie - jajecznica w pasku papryki i tost. Usiadłem do komputera, włączyłem przeglądarkę, włączyłem Google Reader aby poczytać wiadomości i zobaczyłem błąd. Nie można odnaleźć serwera. Zrobiło mi się cieplej, zacząłem gorączkowo wpisywać różne adresy. Po kilku minutach dotarło to do mnie. Nie miałem połączenia z siecią. Szybka kalkulacja. Co robić? Telefon. Zadzwonię na infolinię. Łapię za iPhone'a, ale uświadamiam sobie, że nie mam w kontaktach infolinii dostawcy internetu. Dlaczego mi się to przydarzyło? Dalsza kalkulacja. Punkt obsługi, pięć kilometrów od mojego mieszkania. Łapię rower, wychodząc z domu zapominam go zakluczyć, więc muszę się cofnąć dwa piętra. OK. Zbiegam szybko z rowerem, wskakuję na niego, zaczynam szybko pedałować, żeby jak jak najprędzej dotrzeć na miejsce, bo na pewno nie tylko ja mam awarię i kolejka będzie duża. A muszę mieć szybko internet, muszę sprawdzić przecież tyle rzeczy. Jadąc rowerem i myśląc o braku połączenia z siecią zauważam po chwili, że na chodnikach nie ma ludzi, a samochody nie jeżdżą ulicami. No tak pomyślałem, wszyscy są na miejscu i czekają w kolejce, tylko ja musiałem wstać za późno i jadę ostatni. Świetnie! - pomyślałem. Po kilkunastu minutach jazdy docieram na miejsce. I nie mogę uwierzyć w to co widzę. To się po prostu nie dzieje, to jest nie możliwe - krzyczę bezradnie! Nikogo tam nie ma, a punkt obsługi, jak i wszystkie inne sklepy wokół, jest zamknięty. Co się stało? Ciąg dalszy w następnym poście...

    OdpowiedzUsuń
  16. Siadam przy rowerze i myślę co zrobić dalej. Wtedy za mną słyszę jakiś dziwny dźwięk. Odwracam głowę i widzę... przez chwilę nie wierząc... śliwkę wielkości niedźwiedzia obracającą się wkoło własnej osi i zmierzającą w moją stronę z pobliskiej uliczki. Zrywam się na równe nogi i jeszcze chwilę patrząc zaczynam biec. Jestem przerażony! Biegnę chyba najszybciej jak biegłem w całym moim życiu. Patrzę przed siebie - a tam kolejna wielka śliwka! Przenajświętszy internecie - co się dzieje?! Cały czas poruszając się sprintem skręcam więc w lewo, wpadam w jakiejś wąskie przejście między budynkami... cholera! Na jej końcu kolejna. Drzwi po prawej są otwarte, popycham je i wbiegam do pustej knajpy. Schody. Pędzę, ile mam sił do góry. Jestem na 3 piętrze, wpadam do jakiegoś biura... o nie! Śliwka siedzi za biurkiem!!! Drzwi naprzeciw, szybko się odwracam. Nie ma stąd jednak wyjścia, a śliwka zza biurka już się toczy w moją stronę. Myśl Tomasz, myśl. Okno! Patrzę... a za oknem w odległości pół metra okno innego budynku. Biorę mały rozbieg, bo śliwa jest dosłownie kawałeczek ode mnie i przeskakuję przez nie, wpadając z pobitym szkłem do jakiegoś mieszkania. Poczułem się jak w powieści Ludluma uciekając przed agentami, którzy niby chcą dla mnie dobrze. Ale moment, coś jest nie tak - przecież przed chwilą widziałem wielkie śliwki? Czy ja śnię? Szybko się poruszając opuszczam mieszkanie, udaję się schodami w dół, potem z klatki schodowej na ulicę. Skręcam w prawo i dobiegam do głównej ulicy w mieście z szerokimi 4 pasami ruchu po każdej stronie. Prawdopodobnie to był największy błąd. Wybiegłem na otwarty teren. Tak nie zrobiłby pewnie Jason Bourne. Przed oczami miałem kilkanaście metrów od siebie setki wielkich śliwek poruszających się w moją stronę. Odwróciłem się, żeby uciekać, ale odcięły mi drogę. Były z każdej mojej strony i zaczęły mnie otaczać. To koniec. Byłem tak przerażony, że wiedziałem już, że to nie jest sen, bo dawno bym się obudził zlany potem w moim łóżku. Nagle wszystkie się zatrzymały. Stałem po środku patrząc co się wydarzy. Śliwki przede mną się rozstąpiły i moim oczom ukazała się... najpiękniejsza śliwka jaką widziałem w życiu. Miała idealnie fioletowy-śliwkowy kolor. Na dodatek wokół niej unosiła się jakaś aura dobroci, nie mogłem przestać się uśmiechać patrząc na nią. Poczułem jej zapach... boże! JAK ONA PIĘKNIE PACHNIE! Miałem ochotę ją zjeść... zacząłem mimowolnie, małymi kroczkami, poruszać się w jej stronę. Ocknąłem się, będąc kilka metrów ode mnie. Przecież to te same dziwadła, które mnie goniły! Ale znowu poczułem jej zapach, był taki cudowny, pachniała powidłami, które uwielbiałem. Jadłem je tonami, można powiedzieć. Czasami po 4-5 słoików dziennie. Pewnie to zemsta... usłyszałem we własnej wyobraźni. Śliwka zaczęła się otwierać, zobaczyłem jej okazałą pestkę. Zatapiając się w cudownie pachnącym i pewnie też pysznym miąższu szybko pomyślałem tylko, że mogłem nie wstawać z łóżka. Może by mnie nie odnalazły...

    OdpowiedzUsuń

Ona i On dziękują za Twój apetyt na komentarz i życzą smacznego!