Cantucci czyli biscotti Ona i On położyli w ubiegłym roku pod choinkę - do poświątecznej, leniwej kawy i wina. Ale właściwie tylko to przygotowane dla Nich samych odbiło się miłym echem. Dlatego Jej wcale nie zdziwiło, gdy On jakiś czas temu, próbując sobie przypomnieć smak włoskich ciastek, poprosił Ją o ich upieczenie. Tym razem Ona postanowiła dorzucić do nich rodzynki, orzechy i cytrynową skórkę.
Składniki:
3,5 szklanki mąki pszennej
3/4 szklanki cukru
3 jaja
10 dag masła
szczypta soli
1 łyżeczka proszku do pieczenia
skórka otarta z 1 cytryny
garść orzechów włoskich
garść rodzynek
Ona utarła masło z jajkiem i cukrem. Dodała przesianą mąkę, proszek do pieczenia, sól i startą skórkę z cytryny. Na koniec dorzuciła bakalie i wymieszała.
Lekko podsypując na desce mąką uformowała z ciasta trzy płaskie wałki. Wstawiła je na blaszce do rozgrzanego piekarnika na ok. 30 minut.
No cóż, nie wyszły szalenie zachęcające, ale taki urok cantucci - swoją prawdziwą, przypieczoną twarz pokazują dopiero po pewnym czasie. Ona pokroiła każdy z wałków
i wstawiła do piekarnika na ok. 10 minut
- do przyrumienienia z obu stron.
Dziś Ona i On zamoczą je w kawie.
Przepis bierze udział w akcji:
Moje najulubieńsze ciacha!
OdpowiedzUsuńPyszniutkie ;)
OdpowiedzUsuńPo świętach muszę je koniecznie upiec :-)
OdpowiedzUsuńŚliczne są :-)
Pozdrawiam serdecznie!
Basia
Cantucci z cytrynową skórką - brzmi pysznie. Dzięki za udział w akcji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Tarzynka