niedziela, 18 września 2011

Trufla lepsza niż myślano

Ona w piątkowy wieczór padła. Na sobotnie przyjście gości przygotowała co następuje: zapiekane bakłażany, cudowne udka kurczaka w miodowo-musztardowej glazurze, leczo, muffinki (ale z pieczarkami), sałatkę z kapusty pekińskiej i z paluszkami krabowymi, czosnkowo-koperkowe masło do maminego chleba, tartę z borówkami, risotto, nieco słodkiego ryżu i po krzyżu. A na koniec ciacho z czekoladową truflą. Mama dorzuciła niezawodne klopsy, sałatkę z fasolki zielonej z octem, czekoladowy blok i bezowy tort. Gościom zdaje się smakowało:)

Czekoladowy tort miał być dla Jej brata, który tego samego dnia obchodzi urodziny (zresztą razem ze swoim bliźniakiem). Ona nie wierzyła, chwytając za książkę, że wyjdzie jej ciacho pokazowe - jak z obrazka. Znów jak lubi baaardzo czekoladowe. Ale wyszło nie najgorsze;) Oto przedostatni kawałek, któremu zdjęcie zrobiła wczoraj.



Składniki:
ciasto
75 g masła
75 g cukru
2 rozkłócone choć przyjaźnie do świata nastawione jaja
75 g mąki pszennej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
25 g kakao
50 g mielonych migdałów

masa truflowa:
350 g czekolady deserowej
100 g masła
300 ml śmietanki kremówki
75 g pokruszonych herbatników


Masło z cukrem zmiksowała, dodała jaja i mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia oraz kakao. O dodaniu zmielonych migdałów zapomniała. Wiek już nie ten;)
Całość na wysmarowaną margaryną i posypaną bułką tartą tortownicę wylała i do rozgrzanego piekarnika na 25 min wstawiła.

W tym czasie Ona masło w kąpieli wodnej rozpuściła, po czym czekoladę dodała, a na koniec kremówkę w całą sprawę wmieszała. Gdy masa przestygła, wstawiła ją do lodówki. Kiedy ciasto stygło, Ona masę wymieszała. Na koniec dosypała do niej herbatniki i zapomniane migdały. Całość wyłożyła na cieście...



i do lodówki wstawiła.


Rozkroiła w sobotę pełna obaw. Było doskonałe!

4 komentarze:

  1. Wygląda bosko! Kiedyś muszę wypróbować przepis...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygląda nieziemsko, koniecznie do wypróbowania!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki! Polecam, szczególnie, że przygotowanie nie zajmuje dużo czasu. Spód specjalnie nie wyrasta, więc i tak nie ma się o co martwić, a krem robi swoje - bezstresowo zastyga w lodówce i tyle;)
    Przydałoby się może coś do ozdoby - w książce polecają owoce maczane w czekoladzie - może wykorzystam to następnym razem;)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej... pyszności! coś, co chocoholicy lubią najbardziej... mmm...

    OdpowiedzUsuń

Ona i On dziękują za Twój apetyt na komentarz i życzą smacznego!